środa, 29 lutego 2012

Princess bed

   Wspomniałam w ostatnim poście o jeszcze jednym bardzo udanym zakupie. Z tytułu już się pewnie domyślacie, nasza Zosia ma nowe łóżeczko.



    A jak wiadomo każda księżniczka musi mieć łóżeczko z baldachimem. Oczywiście w zakupie tym był ukryty cel, miało ono zachęcić Zosię do zasypiania samej w jej własnym łóżeczku. Jak myślicie, czy się udało?
 Dwie pierwsze noce Zosia w swoim łóżeczku, mamusia obok czytająca bajeczki. Kolejne dwie nocki tatuś usypia córcię w jej nowym łóżeczku, przeczytał bajeczkę, zostawił światło i wyszedł z pokoju. Po kilkunastu minutach wchodzimy sprawdzić czy Zosia śpi. Owszem śpi, ale rozwalona na naszym łóżku ;)
   Niemniej łóżeczko się córci podoba, baldachim i "kuki" też (kolorowe kółka przyszyte do baldachimu).
   Uszyliśmy również nową pościel z firanek, które udało mi się kiedyś kupić w szmateksie, nie starczyło jednak na całą kołdrę, dlatego jedna strona jest w różowo-białe paski.



  Łóżeczko to zakup, który będzie służył Zosi kiedy skończy też naście lat. Ma rozsuwaną ramę, rośnie wraz z dzieckiem, na razie zajmuje tyle samo miejsca co poprzednie łóżeczko, co jest istotne w naszej małej sypialni, która oczywiście kiedyś stanie się pokojem Zosi.



   Zosia dostała też radyjko z odtwarzaczem CD, na umilenie wieczoru przy spokojnej, nastrojowej muzyce.
   Ach ta nasz mała księżniczka, jest rozpieszczana na każdym kroku, a dzisiaj pokazała mamusi różki na spacerku. Ale jak tu się złościć na takiego słodziaszka. Serce mięknie jak spojrzy tymi swoimi pięknymi oczkami. Inne mamy chyba dobrze wiedzą o czym mówię.


niedziela, 26 lutego 2012

Zakupowe szaleństwo w Ikea

   Ostatni weekend upłynął nam pod znakiem zakupów w gdańskiej Ikea. Cierpieliśmy ostatnio na brak miejsc do przechowywania wszelakich dokumentów, przydasi i innych tego typu rzeczy. 
   Na idealną szafkę pod TV czekaliśmy od samego remontu, oprócz estetycznego wyglądu miała być też pakowna, marzyła mi się biała z połyskiem, taka jak mam szafki kuchenne. W sklepach były tylko takie bardzo niskie. 
   Postanowiliśmy więc zrobić ją sami, ale po podliczeniu kosztów okazała się zbyt droga. Przeglądając strony Ikea trafiłam na taką w idealnych kolorach i przystępnej dla nas cenie. Powiedziałam o tym mojemu M i to on zaproponował żebyśmy wybrali się w weekend na zakupy. 
   Szafka rozjaśniła nasz kącik, który znajduję się pod skosem i jest słabo oświetlony. Postanowiliśmy pójść na całość i żeby było jeszcze jaśniej pozbyliśmy się wreszcie różowo-szarej tapety, po prostu przemalowaliśmy ją na biało. Efekt był natychmiastowy, wreszcie jest jasno i przestronnie.


   Na mojej liście zakupów znalazła się też lampa podłogowa do czytania, ale jak wiadomo kobieta zmienną jest, co z tego wynikło: wróciłam z lampą biurkową.

   Hiacynty to prezent dla mojej mamy, która ma dzisiaj imieniny. Taki kwiatek w domu jest jak powiew wiosny. 


   Oczywiście to nie koniec zakupowego szaleństwa, no może nie do końca szaleństwa bo wszystkie rzeczy są bardzo praktyczne i ułatwią nam ukrycie niektórych rzeczy przed ciekawskimi rączkami Zosi.
   Dzisiaj pokażę wam jeszcze regał z promocji, wycofują już kolekcję więc kupiliśmy go trochę taniej.







   Czeka nas jeszcze jedno malowanie bo nie do końca udało się ukryć szarych ścian, które były tu wcześniej.
   Udało nam się zakupić świetne blokady do drzwiczek i szuflad, żeby Zosia nie mogła w nich grzebać, żałuję tylko, że wzięłam tylko jeden komplet bo sprawdziły się rewelacyjnie.
   W następnym poście pokażę wam nasz najlepszy zakup, zdradzę tylko, że wywołał ogromny uśmiech na twarzy naszej córeczki.


   Dzisiaj był piękny,słoneczny dzień. Aż trudno uwierzyć, że w tym tygodniu jeszcze lepiliśmy z Zosią bałwana.




   Żywot bałwana był bardzo krótki. Po południu przewrócił się, dwa dni później była po nim tylko kałuża w ogrodzie. Ale to dobry znak, to znaczy że idzie ocieplenie i wiosna już tuż tuż...

środa, 15 lutego 2012

Tiramisu, kwiaty i dobry film, czyli przepis na fajny wieczór

   Wczoraj wstałam 6:00 rano, czyli godzina standardowej pobudki małej Zosi ( dzisiaj było wyjątkowo o 5:00).
   Rano przywitał mnie zlew pełen naczyń, pochłonęłam się tak ogarnianiem mieszkanka, że dopiero po pół godzinie zauważyłam piękny bukiet tulipanów, który stał na stole.




   Dzień jak co dzień, ale miło jest od czasu do czasu dostać takie piękne kwiaty. Postanowiłam więc zrewanżować się pysznym deserem. 






   Przepis z pudełka po serku mascarpone. 


TIRAMISU ZE ŚMIETANĄ

 ( porcja dla 4-6 osób ) ja dodałam jeszcze 2 żółtka
250 g sera Mascarpone
130 g śmietanki 30 % do ubijania ( dałam trochę więcej )
100 g podłużnych biszkoptów ( ja użyłam okrągłych )
50 g cukru pudru
1 mała filiżanka kawy espresso
50 g likieru amaretto
3 łyżki kakao

   W salaterce ubić śmietanę. Do sera Mascarpone dodać cukier puder i wymieszać. Do tej masy stopniowo dodawać ubitą wcześniej śmietankę i mieszać drewnianą łyżką ( ja tam mieszałam zwykłą metalową ;). Biszkopty nasączyć kawą z dodatkiem likieru. W szklanym podłużnym naczyniu ( u mnie kieliszki do martini ) ułożyć pierwszą warstwę biszkoptów, położyć warstwę kremu, następnie kolejną warstwę biszkoptów i kremu. Deser posypać kakao, wstawić do lodówki na kilka godzin przed podaniem.


Smacznego ! 
Deser znika w mgnieniu oka ;)

   Po deserze czekała na mnie jeszcze jedna miła niespodzianka, mój M kupił dla mnie całą serię filmu Zmierzch.
   Popijając gin z tonikiem, leżąc pod ciepłym kocykiem oglądaliśmy historię miłosną Belli i Edwarda.

A jak wam minął wczorajszy wieczór ?

piątek, 10 lutego 2012

Rynek miejski

   W moim mieście dwa razy w tygodniu, jest to zawsze wtorek i piątek, odbywa się rynek miejski. Można zakupić tam świeże warzywka, owoce, wiejskie jajka i inne tego typu produkty. Ale oprócz artykułów spożywczych są też handlarze różnych staroci, mebli i ciuchów. Więc za niewielkie pieniądze można czasem wygrzebać coś ciekawego. 
   Niestety rynek odbywa się w dni robocze więc raczej rzadko mam okazję na nim bywać, ale od dzisiaj jestem na urlopie i na pewno w tygodniu się tam pojawię. A dzisiaj zaprezentuje wam co ciekawego udało mi się upolować jakiś czas temu. 






   Ten uroczy dzbanuszek kosztował całe 2 zł, grzechem byłoby się nie skusić. Na zdjęciu dumnie prezentuję się woreczek od Uli z Anielskiego Zakątka. Precyzyjnie wykonany podarowany w zabawie w Candy, który Ula zorganizowała jakiś czas temu. Nie miałam okazji się pochwalić, ani podziękować. Dziękuję kochana Ulu, jest cudny, ach jak ja bym chciała umieć szyć na maszynie....


   Jeszcze do zdobyczy dołączyła miseczka, czaiłam się na nią i pytam się nieśmiało "ile za nią?" Złotówka to chyba mój dobry dzień, więc jeszcze spytałam o ten świecznik poniżej, który zresztą widziałam już jakiś czas temu i wciąż tam był jakby czekał na mnie ;)


   Oczywiście pewnie sobie trochę poczeka z odświeżeniem jak większość rzeczy u mnie. Ostatnio zauważyłam, że znoszę takie różne cuda, mam na nich tysiące pomysłów, a z realizacją zawsze gorzej. No i czaję się czy potraktować go na biało, czarno, a może szaro...
   Ostatnio stwierdziłam, że mam bzika na punkcie wiklinowych koszy, praktycznie z każdego wyjazdu na starocie wracam z jakimś koszykiem. Postaram się je wkrótce obfotografować, chociaż i one czekają w długiej  kolejce na odświeżenie i lekkie zmiany.
Poniżej też koszyczek, tym razem nie wiklinowy.


   Jutro sobota. Jak dla mnie dzień zakupów i porządków po pracowitym tygodniu, a jak u was wygląda ten dzień ?